ZEA

świat na raty - BLOG PODRÓŻNICZY

2024 © świat na raty

No to lecimy! Nastawieni pozytywnie, z lekką obawą, jak Joasia zniesie podróż i cały wyjazd.

Nasz plan to tygodniowy rejs po kilku ze 115 wysp archipelagu Seszeli na statku Pegasus. Ta kameralna jednostka zabiera na pokład 40 pasażerów i kilkanaście osób załogi. Odwiedzimy najpiękniejsze plaże, będzie czas na trekkingi, kąpiele w Oceanie Indyjskim, plażing, podziwianie fauny i flory tych malowniczych wysp. Liczymy na dobrą pogodę mimo pory deszczowej, wyjątkowe smaki i zapachy, ciekawych ludzi, których chcemy spotkać, ale przede wszystkim będzie to czas dla nas. Zmiana otoczenia i klimatu to najlepsza forma oczyszczenia głowy z codziennych problemów i głupich myśli.

#conaobiad

#egzotycznepotrawy

#nawakacje

#pieszo

#rodzinnewakacje

#szalonepomysly

MIEJSCA

Co Seszele mają wspólnego z Grudziądzem, Jaworznem, czy Słupskiem? Otóż wszystkie wymienione miejsca łączy podobna liczba mieszkańców, która wynosi około 96.000.

Ten wyspiarski kraj ze swoimi 115 wyspami leży między 4, a 10 stopniem szerokości geograficznej południowej. Na największej wyspie Mahe mieszka około 90% obywateli, a większość wysp jest niezamieszkana. Za to każda z nich jest trochę inna i posiada piękne plaże. Kiedyś widziałem je tylko na zdjęciach, teraz zamierzam odkryć kilkanaście z nich.

Po wylądowaniu na jedynym międzynarodowym lotnisku czuć zmianę klimatu. Jest 29 stopni, duża wilgotność i spory wiatr, bo cyklon Berguitta który szalał nad Mauritiusem jest nawet tu odczuwalny. Niebo zasnute jest chmurami, wysokie fale uderzają o brzeg, a mnie się twarz cieszy jak dziecku na widok lizaka. Jest gorąco, pot płynie po plecach, bo mam jeszcze jeansy na sobie i dlatego nie powstrzymuję się przed jak najszybszym zanurzeniem stóp w Oceanie Indyjskim.

Tak właśnie witam się z Seszelami i nie mogę się doczekać, kiedy rozpoczniemy rejs. Joanna Górska odpoczywa po podróży, a ja walczę ze swoim #ADHD.

To jest fantastyczna wyspa – takie mieliśmy wrażenia po wizycie na Curieuse. Rzeczywiście to, co tam zobaczyliśmy zrobiło wrażenie. Piękne plaże, żółwie olbrzymie, góry, lasy namorzynowe, endemiczna palma rodząca Coco De Mer – największe orzechy kokosowe. Do tego piękne klify z uderzającymi o nie falami. Atmosfera wręcz bajkowa.

Jeśli będziecie kiedykolwiek planowali podróż po Seszelach, dobrze jest umieścić tę wyspę na trasie. Bardzo mało odwiedzających i dużo do zobaczenia.

Pegasus – to nasz jacht motorowy i jednocześnie dom na najbliższych 7 dni. Będziemy nim przemierzać wody Oceanu Indyjskiego i eksplorować kilka najpiękniejszych wysp. Należy do Variety Cruises – greckiego armatora, który ma statki na całym świecie. Są tu kabiny dla gości, sala restauracyjna, pokład słoneczny, na którym wieczorem mają być dyskoteki, Chill Out Zone, a nawet gabinet masażu.

Po przywitaniu kolorowym drinkiem i przyjemnie wilgotnym, chłodnym ręczniczkiem zajęliśmy swoją kabinkę, w której jest wszystko, co niezbędne do komfortowego podróżowania.

Rzucić wszystko i wylecieć na Seszele? To ciekawa koncepcja, którą można nazwać ucieczką do raju, bo moim zdaniem to miejsce właśnie tak można nazwać. Jestem tu od kilku dni, a powoli zaczyna mi brakować słów do opisywania tego, co widzę i czuję. Byłem w wielu miejscach na świecie, więc mam porównanie. Tu naprawdę czuć Slow Life i myślę, że na Seszelach inaczej żyć się nie da.

Są tu miejsca, w których można się ukryć przed całym światem, by przemyśleć swoje życie. Można wziąć udział w wolontariacie, pomagając odradzać się zagrożonym gatunkom ptaków lub gadów. Łatwo jest o insprację do tworzenia, bo sprzyjają temu niezwykłe okoliczności przyrody. Nabieranie sił do działania przychodzi tu znacznie szybciej, niż w innych miejscach.

Zastanawiam się dlaczego? Chyba chodzi o kombinację kilku różnych czynników.

Po pierwsze do najbliższego, stałego lądu jest ponad 1.200 km, zatem dość daleko. Ludzi tu mniej, spokój za to większy. Po drugie codziennie oglądasz piękną, zmieniającą się przyrodę, która dostarcza wrażeń wzrokowych, słuchowych i węchowych. Po trzecie, jeśli już spotykasz ludzi, to są oni pogodni i życzliwi. Bardziej interesuje ich to, co masz w głowie, niż ile masz w portfelu. I wreszcie po czwarte – wszystko czerpiesz garściami i bez ograniczeń. Mam tu na myśli sferę duchową, bo inspiracja, motywacja, pozytywne myślenie i pogoda ducha jest tu na porządku dziennym.
Żółw na plaży to częsty widok na małej, ale pięknej Cousin. Wyspa stanowi zamknięty rezerwat ptaków i chroniony jest jej ekosystem. Można tu spotkać kilkanaście gatunków ptaków, żółwie olbrzymie, tysiące jaszczurek i krabów. Można się dostać na nią wyłącznie lokalną łódką, która skacząc przez fale, na końcu z impetem ląduje na plaży.

Wiele gatunków ptaków buduje gniazda nie w koronach, a w korzeniach drzew i tam też składają jajka. Ze względu na to, że na wyspie nie ma gryzoni, mogą się bezpiecznie rozwijać. Napiszę o nich w oddzielnym poście, bo zasługują na poświęcenie im większej uwagi.

Ludzie

Tym razem ciekawych ludzi spotykam w małym sklepiku, niedaleko portu na Praslin. Wyglądają inaczej niż wszyscy inni. Początkowo są cisi, wręcz niezauważalni, ale kiedy ich zachęcam do rozmowy, otwierają się. Opowiadają o tym, że dwóch z nich jest z Jamajki, a trzeci jest miejscowy i że właśnie zakładają swój kościół. Będzie to religia szczęścia, z radosnymi ludźmi, bezproblemowym życiem we wspólnocie, bez obciążenia problemami materialnego świata.

Proponują mi nawet, żebym do nich przystąpił i został jednym z kapłanów, bo to pozwoli przyciągnąć białych wyznawców. Grzecznie odmawiam i z uśmiechami rozchodzimy się w swoją stronę. Oni biegną do lekko rozklekotanego autobusu i na odchodnym pytają, czy się jeszcze zastanowię nad ich propozycją.

Co mi dało to spotkanie? Przede wszystkim przekonanie w to, że są ludzie, którzy wierzą w lepszy świat, choć pewnie to utopia, jak szklane domy Stefana Żeromskiego. Pokazali mi, że warto rozmawiać o najtrudniejszych tematach oraz że uśmiech jest dobrym początkiem każdej relacji. To proste rzeczy, ale właśnie z takich drobnostek składa się nasze życie. Kiedy powiedziałem im o projekcie Świat Na Raty, chcieli serdecznie was pozdrowić używając jamajskiego Peace And Love. To przesłanie niniejszym przekazuję 🙂

rata img

Erick, Crone i Polso | Reagge tunes

Nie ważne kto ma jaki kolor skóry, ale to jakim jest człowiekiem. Podróżując przez wiele lat poznałem ludzi o każdym odcieniu skóry. Rozmawialiśmy na różne tematy, wymieniając często sprzeczne opinie. Wszystko zawsze w atmosferze szacunku i szczerości. Nigdy nie miało znaczenia, że rozmawiam z Indianinem, Żydem, Arabem, Amerykaninem, Chińczykiem, kaukaskim Góralem, czy rastamanem z Jamajki. Tematy były różne, ale chodziło przede wszystkim o to, żeby się trochę poznać. Opowiadałem o tym, że jestem Polakiem, a mój kraj leży w samym środku Europy. Mówiłem o mojej rodzinie, o synu, o mojej pasji i pracy. Takie same informacje dostawałem od mojego rozmówcy. Mimo oczywistych różnic, przeważnie dochodziliśmy do wspólnych wniosków, a wyznawane przez nas wartości często się pokrywały. Ciekawe jest odkrywanie różnic i szukanie analogii. Wiele takich rozmów miało zabawny, a często nawet śmieszny przebieg i pewnie będzie jeszcze okazja, żeby o tym opowiedzieć.

Na La Digue spotykam tego sympatycznego dżentelmena. To Andy, który wraz z bratem tworzy i sprzedaje biżuterię, wykorzystując muszle, kamienie, nasiona drzew i inne lokalne rzeczy. Robią z tego prawdziwe cudeńka. Jest uśmiechnięty i bardziej chce rozmawiać niż sprzedawać. Zadaje wiele pytań, na które mu odpowiadam. Ja też je zadaje, nawet sporo. I tak mija ponad pół godziny, które spędziliśmy na rozmowie o życiu. A zaczęło się od zwykłego zagajenia. Z takich spotkań z lokalsami czerpię wiedzę, której nie da się wyczytać w folderach, czy przewodnikach. To jest właśnie sens podróżowania i odkrywania świata w jego różnych odsłonach.

Jimboe | Przewodnik po dżungli

NATURA

Wyglądacie jak bracia – usłyszałem w trakcie robienia zdjęcia z żółwiem i zacząłem się zastanawiać, co mógłbym mieć wspólnego z tym oto żółwiem olbrzymim. To, co na początku wydało się śmieszne, po krótkiej analizie zaczęło wyglądać zupełnie inaczej. Obaj twardo stąpamy po ziemi, bo co prawda głowę czasami można mieć w chmurach, ale po osiągnięciu pewnego wieku już się wie, jak funkcjonuje ten świat. Wiadomo także, że czasem są energetyczne górki, a innym razem dołki, ale najważniejsze, żeby końcowy bilans się zgadzał. Tak samo dobrze czujemy się w stadzie, bo on pewnie lubi inne żółwie, a mnie nakręca poznawanie innych ludzi i wymiana pozytywnej energii. Przebywanie z innymi daje inspirację i napęd do działania, a także sprawia, że chce się chcieć. Jesteśmy życiowo doświadczeni, bo pewnie i on też ma dzieci i tylko nie wiem, czy jest po rozwodzie. Jeśli tak, to moglibyśmy wymienić nasze doświadczenia z kobietami. Ciekawe jak z nimi jest w żółwim świecie, bo jeśli przedstawiciele tego gatunku żyją średnio 200 lat, to samce żółwi muszą mieć wielką cierpliwość . Obaj nosimy swój dobytek na plecach. On ma cały swój dom ze sobą, a ja na wyprawach mam plecak wypchany sprzętem do filmowania i fotografowania. Gdybym stanął na czterech kończynach to sylwetki mielibyśmy bardzo podobne.

Żółw się nie śpieszy, a zawsze osiąga swój cel. Ma czas. Tu jest główna różnica między nami, bo przy moim #ADHD raczej myślę i działam szybko. Szkoda mi czasu na bzdury, a dookoła dzieję się tyle ciekawych rzeczy. Za to osiąganie celu i konsekwencja w działaniu to nasze wspólne cechy.

Po tych krótkich przemyśleniach wiem, że mogę do niego mówić żółwi bracie.

Po co Ci te Seszele? Taką wiadomość wczoraj dostałem. Kiedy dopytałem kolegę o co chodzi, odpowiedział, że przecież jest tyle interesujących miejsc na ziemi, a ja wybrałem te głupie i drogie Seszele. Na początku się zirytowałem, ale spróbuję przeanalizować tą sytuację i odpowiedzieć na pytanie dlaczego warto tu przylecieć.

Po pierwsze – przyroda. Nie pamiętam, mimo ponad 15 lat podróżowania, żeby jakieś miejsce tak mnie zachwyciło kombinacją oceanu, skał, roślinności, zwierząt i nieba. Mogę na to patrzeć godzinami i ciągle mam uśmiech na twarzy.

Po drugie – ludzie, których tu spotykam. Są pogodni, wyluzowani, fajnie gadatliwi, a jednocześnie nigdzie się nie śpieszący i chętnie pomagający. To daje doskonałe warunki do przekazywania pozytywnej energii, jakże ważne dla mnie przy odkrywaniu nowych miejsc.

Po trzecie – aktywności, bo jest tu tyle do zrobienia, że nie ma czasu na nudę. Nurkowanie, trekingi, jeżdżenie rowerem, żeglowanie, snorkeling, itp. Do tego 115 wysp w archipelagu, a każda z nich inna i większość warta odkrycia. Pływamy odwiedzając jedną lub dwie dziennie, a chciałoby się jeszcze więcej.

Po czwarte – smaki lokalnej kuchni bogatej w wiele przypraw i świeże produkty, zwłaszcza ryby, które uwielbiam. Co prawda większość produktów jest importowana, ale zachowują świeżość, jakby rosły na miejscu. Szefowie kuchni i lokalne kucharki potrafią przyrządzać prawdziwe kulinarne cuda.

I wreszcie po piąte – brak internetu, który tutaj jest uzasadniony, bo szkoda tracić czas na ciągle siedzenie w telefonie lub komputerze. Co prawda dla takiego mieszczucha jak ja, przez pierwszy dzień było to odrobinę trudne, ale finalnie uznaję, że taka terapia bardzo mi się przydała.

JEDZENIE

Tym razem ciekawych ludzi spotykam w małym sklepiku, niedaleko portu na Praslin. Wyglądają inaczej niż wszyscy inni. Początkowo są cisi, wręcz niezauważalni, ale kiedy ich zachęcam do rozmowy, otwierają się. Opowiadają o tym, że dwóch z nich jest z Jamajki, a trzeci jest miejscowy i że właśnie zakładają swój kościół. Będzie to religia szczęścia, z radosnymi ludźmi, bezproblemowym życiem we wspólnocie, bez obciążenia problemami materialnego świata.

Proponują mi nawet, żebym do nich przystąpił i został jednym z kapłanów, bo to pozwoli przyciągnąć białych wyznawców. Grzecznie odmawiam i z uśmiechami rozchodzimy się w swoją stronę. Oni biegną do lekko rozklekotanego autobusu i na odchodnym pytają, czy się jeszcze zastanowię nad ich propozycją.

Co mi dało to spotkanie? Przede wszystkim przekonanie w to, że są ludzie, którzy wierzą w lepszy świat, choć pewnie to utopia, jak szklane domy Stefana Żeromskiego. Pokazali mi, że warto rozmawiać o najtrudniejszych tematach oraz że uśmiech jest dobrym początkiem każdej relacji. To proste rzeczy, ale właśnie z takich drobnostek składa się nasze życie. Kiedy powiedziałem im o projekcie Świat Na Raty, chcieli serdecznie was pozdrowić używając jamajskiego Peace And Love. To przesłanie niniejszym przekazuję 🙂

0 KOMENTARZY

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

pozostało znaków: 250

POWIĄZANE WPISY